Dziennik rejsu na S/V DAR POMORZA

Tekst: kpt. ż.w. Adrian Pozarzycki

30.03.1961 r.
Po szczęśliwym zakończeniu pierwszego roku nauki mustrujemy w Gdyni na żaglowiec szkolny PSM w Gdyni s/v Dar Pomorza. Znamy statek, bo odbyliśmy na nim ponad miesięczny rejs, tak zwany kandydacki, który był ostatecznym egzaminem przydatności do zawodu marynarza, przed przyjęciem do Szkoły Morskiej.
Przed nami przygotowanie dumy polskiego szkolnictwa morskiego do podróży. Statek, po zimowym postoju w porcie, wymaga ostukania z rdzy i pomalowania. Dwadzieścia jeden żagli, które sami, pod kierunkiem żaglomistrza, uszyliśmy podczas roku szkolnego, trzeba założyć i zamocować na rejach, całe olinowanie musi być wymienione na nowe, drewniany pokład wyszlifowany i wyszorowany, wszystkie mosiężne elementy wyposażenia oczyszczone i wypolerowane płynem „Brasso”, tak, by błyszczały jak słońce.
Przygotowanie do rejsu obejmuje również odświeżenie pomieszczeń mieszkalnych i magazynowych pod pokładem, załadowanie i rozmieszczenie na statku wszystkich zapasów na trzy miesiące rejsu, którego celem są Wyspy Kanaryjskie.
Stała załoga nie oszczędza nas i goni ostro do pracy. Mamy dążyć do perfekcji. Na przykład, zdaniem bosmana, „pisuary w WC powinny być tak czyste, żeby można z nich pić kawusię”.\

21.04.1961 r.
Wychodzimy w morze, nie bacząc, że „w piątek zły początek”. Żaglowiec w pełnej gali banderowej, wszyscy uczniowie i załoga stała w wyjściowych mundurach, uczestniczą, ustawieni w równych szeregach na pokładzie, w uroczystości pożegnalnej. Przemówienia wygłaszają oficjele. Na kei, pod statkiem, tłum rodzin i przyjaciół, ze wskazaniem raczej na przyjaciółki.
W końcu trap idzie w górę, cumy rzucone, wychodzimy na silniku. Przez kilka godzin kręcimy się po redzie przeprowadzając kontrolę dewiacji kompasów, po czym dewiator wraz z pilotem schodzą ze statku. Rejs rozpoczyna się naprawdę.
Nie ma wiatru, nie stawiamy żagli, co nas nie martwi, bo jest bardzo zimno.

23.04.1961 r.
Żagle udekorowały statek następnego dnia po wypłynięciu z Gdyni. Pomyślny wiatr w Sund. Mijamy Kopenhagę i Malmo. Ruch w cieśninie duży. Większość mijających nas jednostek stara się podejść jak najbliżej – żaglowiec pod pełnymi żaglami to przecież widok rzadki i atrakcyjny. Na trawersie zamku Hamleta w Helsingöre dogania nas m/s Mazowsze, którym płynie na występy w Szwecji zespół „Mazowsze”. Jakiś czas idziemy obok siebie. Wymieniamy okrzyki:
– Mazowsze: „Czołem chłopcy” , „Duża buźka”.
– My: „Serwus dziewczyny”, „Duża buźka”, „Powodzenia”.
Po chwili wyprzedzają nas, bo my pod żaglami osiągamy, przy umiarkowanym wietrze, tylko około dziesięciu węzłów, ale za to napędzani darmowa siłą, bez zużywania drogiego paliwa.
Szczęście nam dopisuje, nieco później przepływa obok nas m/s Batory. Wymieniamy saluty syreną.

Cały tekst przeczytacie w Morzu 2/2024. Zapraszamy!