Autorzy: Łukasz Błaszczak, Andrzej Patro
„Wielki i bogaty rozdział historii i kultury został w związku z nim zapisany. Ileż razy decydowały się w tym regionie losy świata. Egipcjanie, Persowie, Syryjczycy, Rzymianie, Arabowie, Turcy – któż przez tę ziemię nie przechodził, kto o nią nie walczył. Istniał ten kanał już w 2000 roku p.n.e. Łączył Morze Czerwone z Nilem i przez tę rzekę z Morzem Śródziemnym. Był potem co kilkaset lat zasypywany przez piaski pustyni, następnie odkopywany i poszerzany. Aż pojawił się w Egipcie młody francuski dyplomata, hrabia Ferdynand de Lesseps. Nie był inżynierem, nie był żadnym fachowcem, był jednak genialnym wizjonerem i organizatorem. W ten sposób stał się ojcem najważniejszej dziś sztucznej drogi morskiej świata. 25 kwietnia 1859 roku hrabia Ferdynand de Lesseps osobiście wbił pierwszą łopatę w piasek pustyni. Kanał został otwarty 16 listopada 1869 roku. Droga przez kanał trwa około 11 godzin. Ma on 161 km długości, blisko 200 m szerokości – to dziś najkrótsza droga morska do Azji. Kanał Sueski skraca np. drogę z Hamburga do Bombaju o 40 proc.„
Tak oto w ramach wstępu, aby wprowadzić czytelników w temat, zacytowaliśmy nieznanego autora z broszurki reklamowej – zaznaczamy jednak, że wszystkie materiały i zdjęcia pochodzą z okresu przed przebudową kanału.
W swojej karierze zawodowej kilkukrotnie w latach 1990 – 1991 przemierzałem Kanał Sueski na statkach ADAM MICKIEWICZ i POKÓJ. Z tego okresu pochodzą też moje fotografie i wspomnienia.
Każdy statek płynący z Europy, aby skrócić sobie drogę na Morze Czerwone lub dalej na Ocean Indyjski, kierował się na Morze Śródziemne, a potem na Port Said w Egipcie. Samo podejście do tego portu nie jest dla nawigatorów i sterników trudne, trudności zdarzają się jednak zazwyczaj przy pobieraniu paliwa w Port Saidzie i postoju na beczkach w tym porcie. Takie wydarzenie dokumentuje właśnie jedna z pocztówek w moich zbiorach. Rurociągi zazwyczaj usadowione na pływakach były dziurawe, nieszczelne, a w trakcie ruchu innych przepływających jednostek paliwo wylewało się do wody. Na to tylko Egipcjanie czekali i karą za to obciążali daną jednostkę.
Z cumowaniem w Port Saidzie związane jest dość ciekawe wydarzenie. 29.03.1991 roku na statku POKÓJ wzięliśmy pilota na redzie Port Saidu i automatycznie otrzymaliśmy numer 2 w konwoju, który akurat dla nas był bardzo korzystny. Zacumowaliśmy na beczkach w porcie, aby zabunkrować paliwo. Po bardzo długich manewrach w końcu udało się ustawić naszą jednostkę w odpowiedniej pozycji. Opuściliśmy trap główny, po którym zszedł nasz egipski pilot, a wszedł pewny siebie i pięknie umundurowany watchman. Miałem wtedy wachtę przy trapie. Pod naszą burtę podpłynęła motorówka z szefem cumowników i kiedy stanął on na pokładzie, kategorycznie zażądał natychmiastowej rozmowy z kapitanem. Po wcześniejszych wizytach w portach karaibskich i afrykańskich od razu domyśliłem się, o co chodzi. Wykonałem telefon do kapitana i zapytałem, czy mogę wpuścić tego jegomościa. Kapitan odpowiedział: „Dawaj go do mnie Panie Andrzeju”. Mój kolega z wachty Heniek zaprowadził go do niego. Po pewnym czasie szef cumowników zjawił się z czterema paczkami polskich papierosów marki „Radomskie”. Z jego miny wynikało, że nie jest specjalnie zadowolony i coś jest nie tak. Takie „fajki” widział chyba pierwszy raz w życiu. Stanął przy mnie na chwilę, otworzył paczkę, powąchał i chciał mnie poczęstować. Odpowiedziałem mu, że ja takich papierosów nie palę i poczęstowałem go papierosem Marlboro. Jego reakcja na moją odpowiedź była natychmiastowa i wybuchowa. Zaczął bardzo szybko schodzić po trapie do motorówki, przeklinając po angielsku i arabsku oraz wrzucając do wody papierosy otrzymane od kapitana. Po zabunkrowaniu paliwa zjawił się na burcie nowy pilot i wyruszyliśmy na kotwicowisko w kierunku Wielkiego Jeziora Gorzkiego. Do tej pory wciąż zachowana była nasza pozycja nr 2 w konwoju, a z nami było jeszcze 17 innych jednostek. Rzuciliśmy kotwicę na Great Bitter Lake oczekując, aż miną nas statki płynące do Europy. Kiedy ostatni z nich opuścił Wielkie Jezioro Gorzkie zaczęło się formowanie konwoju w przeciwną stronę. Długo czekaliśmy na swoją kolej. Kiedy na kotwicowisku zrobiło się kompletnie pusto, otrzymaliśmy wezwanie przez radio. Pilot polecił podnieść kotwicę i kontynuować podróż. Co się okazało po incydencie w Port Saidzie opuściliśmy Great Bitter Lake jako ostatni statek w konwoju z nowym numerem … 19.
Całość tekstu znajdziecie w jesiennym wydaniu Morza (3/2025)