Czy we współczesnym świecie, w którym dysponujemy satelitami, GPS-em i najnowocześniejszą technika, da się zgubić sporej wielkości statek? Historia z 2009 roku dowodzi, że jest to jak najbardziej możliwe.
Frachtowiec „Arctic Sea” pod banderą Malty podczas zdarzenia wiózł ładunek przedsiębiorstwa fińskiego. W czasie feralnego rejsu jednostka była obsadzona 15-osobową załogą o narodowości rosyjskiej. Wszyscy z załogi pochodzili z Archangielska. Statek z zadeklarowanym ładunkiem drewna o wartości 1,8 mln USD zmierzał z portu Jakobstad z Finlandii do portu Bejaia w Algierii. Drewno sprzedane było przez firmę Rets Timber spółce znanej z branży drzewnej i papierniczej Stora Enso Oyj oraz UPM-Kymmene Oyj. Statek po wyjściu z fińskiego portu zmierzał wyznaczoną trasą pomiędzy wyspami Öland i Gotlandia, leżącymi na wodach terytorialnych Szwecji. W tym właśnie miejscu na pokład statku dostała się podejrzana grupa osobników, posługujących się językiem angielskim. Abordaż został dokonany za pomocą łodzi z napisem „Polis”, co w języku szwedzkim oznacza nic innego jak Policja. Armator otrzymał informację od kapitana statku, że intruzi, uważający się za policjantów, wtargnęli na jednostkę, przeszukali, po czym ją opuścili, pozostawiając kilku z członków załogi poturbowanych. Władze Szwecji zaprzeczyły, aby siły policyjne tego kraju miały jakikolwiek związek z zaistniałą sytuacją i wszczęły śledztwo. W międzyczasie przedstawiciele Komisji Europejskiej ogłosili, iż zdarzenie nie było jakkolwiek związane z tradycyjnym aktem piractwa lub uzbrojonej napaści na morzu.
Co się zatem wydarzyło? Jeśli chcecie się tego dowiedzieć, zapraszamy do najnowszego wydania „Morza”.