W jaki sposób można przemknąć się niepostrzeżenie, gdy płynie się wielkim okrętem podwodnym, a wróg dysponuje różnymi ciekawymi systemami, za pomocą których może nas zlokalizować? Z pewnością nie jest to proste zadanie — co jednak nie znaczy, że jest ono zupełnie niewykonalne.
Podstawową czynnością, jaką powinno się wykonać, chcąc „zniknąć” w odmętach, jest maksymalne wyciszenie; można je osiągnąć poprzez wyłączenie chwilowo zbędnych systemów, no i oczywiście poprzez zatrzymanie się, czyli wyłączenie napędu. I nie chodzi tu bynajmniej o terkoczącego Diesla. Istnieją przecież okręty podwodne o napędzie atomowym, które są znacznie bardziej dyskretne (pod warunkiem jednak, że do ich chłodzenia nie będzie potrzeba pomp, które już wcale nie są takie ciche), a także układy MESMA, ogniwa paliwowe, i tak dalej.
Nawet najcichszy napęd nie rozwiązuje jednak podstawowego problemu, a mianowicie faktu, że każdy przemieszczający się w wodzie obiekt generuje w niej zakłócenia, które są bardzo łatwe do wykrycia przez czujne ucho wroga, uzbrojone w równie czujny mikrofon.
Sonar ma jednak pewne ograniczenia; przede wszystkim, działa dobrze wtedy, gdy obiekt, na który natrafiają jego fale, posiada wysoce odbijającą powierzchnię, a woda, w jakiej się on znajduje, ma stałą temperaturę. I właśnie kwestia temperatury wody otwiera przed dowódcami okrętów podwodnych pewne możliwości.
Istnieje bowiem zjawisko znane jako termoklina – czyli warstwa wody, w której obrębie wraz z rosnącą głębokością następuje szybka zmiana temperatury. Taka warstwa może zadziałać na fale sonaru, jak lustro – a chowając się za nią, okręt podwodny może „zniknąć”.
Jeśli chcecie się dowiedzieć jak to działa w praktyce oraz czy termoklina jest skuteczna dla każdego rodzaju sonaru, zapraszamy do lektury papierowego wydania „Morza” numer 2/2020.